Dla mnie też musi to być coś więcej niż tylko rozumowe przyjęcie pewnych prawd, szczególnie w przypadku, gdy idzie o kwestię przystępowania do B-ga.
Ładnie to nazwałeś. Przystępowanie do B-ga czyli do sacrum, największej świetości. O to własnie chodzi. Jest to ostateczny cel całego stworzenia - przebywać w Obecności B-ga. Teraz, tu na Ziemi, jest to możliwe tylko w czasie szabatu, duchowego spotkania z B-giem w połowie Drogi, tego wydzielonego, uświęconego czasu, w którym możemy bez reszty cieszyć się Jego Obecnością.
Szabatu nie można rozpatrywać w oderwaniu od Dekalogu, a tych dwóch w oderwaniu od reszty Tory. W czasie wędrówki po pustkowiach, Izrael cieszył się stałą Obecnością. B-g nadając Torę poprzez Mose nadał w istocie więcej niż tylko zbiór praw, nakazów i zakazów mających regulować życie izraelskiej wspólnoty. Za zwojami Tory kryje się bowiem potężny duch, który sprawia, że słuchający jej słów odnajduje w niej natchnienie i duchową pożywkę. B-g dając Torę postawił alternatywę: albo zaakceptujecie Torę w całości i wejdziecie w przymierze (rodzaj kontraktu), które wam proponuję, albo zginiecie. Tak należy chyba interpretować słowa Tory, gdy napisano, że Izrael stanął u podnóża góry, płonącej ogniem, otoczonej mrokiem, ciemnością i burzą, aby kontynuować marsz "b'char - w głąb góry". Nie napisano "al ha-char - na górę czy pod górę", ale właśnie b'char. Góra symbolizuje tutaj B-ga (Tora, Szemot, II Księga Mojżeszowa 19, 12; List do Hebrajczyków 12, 18-22). A Ten mówi: albo zaakceptujecie Torę i stojącego za nią ducha, ruach ha-kodesz i będziecie mogli wejść w głąb, aby radować się w kręgu świętości, albo wiara wasza będzie zawsze tylko powierzchowna, zawsze będziecie tylko krążyć wokół góry, nawet gdybyście cytowali święty tekst na wyrywki, duchowo będziecie i tak martwi.
Rabini rozpoznali co najmniej cztery poziomy poznania Tory. Pierwszy "pi" (pszat) jest to literalne rozumienie tekstu, racjonalne, rozumowe, a zatem dość powierzchowne. Drugi poziom "reisz" (remes) alegoryczny, ukryty, duchowy, także związany z Gematrią czyli ukrytym znaczeniem wartości liczbowych liter hebrajskiego alfabetu (alef-bet to dwie jego pierwsze litery). Trzeci, "dalet" (drasz), rozumiany jako zbiór przykładów zdarzeń wykorzystywanych w homiletyce. Czwarty, "samech" (sad), poziom, który daje wejrzenie w strukturę Wszechświata, w strukturę życia, w cele istnienia. Jest to poziom kabalistyczny, dostępny tylko bardzo nielicznym. Wydaje się, że na tym poziomie poznania Tory operował brat nasz, Paweł, gdy pisał w II Liście do Koryntian 12 o swoich objawieniach i duchowych wędrówkach.
Wielu ludzi rozumuje w ten sposób: po co mam obchodzić coś, co nie jest potrzebne do zbawienia? Po co zadawać sobie trud, przeorganizowywać życie, narażać się na szykany w pracy, szyderstwo, skoro szabat nie warunkuje mi zbawienia?
To sposób rozumowania typowy dla członków zborów Pawłowych, w których rozumienie i duch starożytnej żydowskiej tradycji mesjanicznej jest dość słabe. Szabat nie jest instrumentem zbawienia. Szabat jest instrumentem uświęcenia. Podobnie zresztą rozumiem znaczenie całej Tory, nie tylko Dekalogu. Z faktu ich przestrzegania w stopniu mniej czy bardziej ścisłym nie wynika wcale, że ktoś będzie zbawiony. Zbawienie rozumiem przy tym w dwóch znaczeniach: jako doraźne wybawienie od zła, od kłopotów teraz, tu na ziemi, które potrafimy wyprosić u B-ga usilną modlitwą świętych oraz jako, w przyszłości, zmartwychwstanie i przejście do innego życia, którego charakter teraz widzimy niewyraźnie, jakby we mgle, jako boker szabat.
Uświęcanie się jest procesem przystępowania do B-ga, w którego "światłości i żarze" ginie wszelkie zło, pozostaje zaś tylko to, co w człowieku najlepsze, samo dobro. Reszta się wypala. Temu celowi służy między innymi chrzest ogniem doświadczeń. Ma on ukształtować charakter człowieka wiary. Zapewne zauważyłeś, że kto dopiero co wstąpił na Drogę wiodącą ku świętości jest pełen emocji, chce o wszystkim ze wszystkimi rozmawiać, dyskutuje, wprowadza sporo zamieszania, walczy, gdy ktoś kwestionuje jego poglądy, praktyki religijne, czy osoby uznane w jego wspólnocie za autorytety. Wszystko dlatego, że taka osoba nie jest ugruntowana w poglądach. Pytając dziesiątki razy o to samo, w istocie szuka potwierdzenia, próbuje ustabilizować wiarę, poddać kontroli swoją niepewność, że należy do właściwego Kościoła. Wpadając w sidła rozmaitych poglądów gubi się. Dlatego głośno nawołuje do jednomyślności, do zamknięcia ust inaczej myślącym. Boi się, że ich poglądy staną się przyczyną utraty jego wiary. Zupełnie nie rozumie, że Ten, który powiedział: Ja ranię!, powiedział także: Ja leczę. Minie sporo czasu, zanim zmęczy się i w końcu zda sobie sprawę, że jedynym Kościołem, do którego naprawdę warto należeć jest Kościół Duchowy. Kłopot w tym, że tylko Mesjasz wie, kto jest członkiem tego Kościoła. Bowiem to Mesjasz powołuje ludzi do swego Kościoła według swojego upodobania, na co nie mamy praktycznie wielkiego wpływu. I chociaż trudno to zrozumieć, a nieraz i pogodzić się w Kościele tym zasiadają obok siebie, nie wiedząc o tym jacyś katolicy, ewangelicy, arianie, adwentyści, żydzi, a może nawet znajdą się tam także muzułmanie czy buddyści?
Stary wędrowiec, znawca Drogi, zachowuje się inaczej. Powoli stawia kroki, mówi mało, jeśli pyta, to z głębią właściwą ludziom wiary, doświadczonym i bogatym w przemyślenia, jego wiara jest stabilna, jest jak balsam. Taki człowiek jest tolerancyjny dla innych. Rozumie, że pewnych etapów nie da się przyspieszyć, ale rozumie też, że niektórzy ludzie są niezdolni do dalszego duchowego wzrostu bo Droga staje się coraz bardziej kręta i wąska. Mimo to nie sądzi, pozostawiając osąd Najwyższemu. Ba, nawet dopuszcza potrzebę upadku, aby z niego potem się podnieść. Wie, że nie jest sztuką upadać i tracić wiarę. Prawdziwą sztuką jest podnosić się z upadków, odzyskiwać wiarę na nowo, dalej cieszyć się życiem, wchodzić w kontakt z sacrum, ale już dojrzalszym, bogatszym o nabyte doświadczenia. Innymi słowy, opłaca się utracić coś, aby odzyskać to w dwójnasób, w postaci szerszej perspektywy, większego zrozumienia i tolerancji. Taki jest właśnie człowiek wiary, który już wiele lat jest wypalany, poddawany rozlicznym, trudnym, nieraz bolesnym doświadczeniom. To człowiek oczyszczany duchem YHWH Elocheinu. Może najwyższą formą duchowego zrozumienia świata i ludzi jest po prostu milczenie, a nie dialog?
Przemko Waliszewski
http://bracia.racjonalista.pl |
|
wizyt:
25.02.2002 r. |