FILOZOFOWIE I MISTYCY
Zamówienia:
ENETEIA
ul.
Zwierzyniecka 8A pok. 43
00-719 Warszawa
0-22 840-53-30;
840-84-60
eneteia@eneteia.pl
http://sklep.eneteia.pl
Autor: Jacek Konarski
Tytuł: Czego nas uczą Filozofowie i mistycy?
(Recenzja książki Jerzego Kolarzowskiego Filozofowie i mistycy. Na drogach neoplatonizmu, Eneteia, Warszawa 2005)
Nie tak dawno temu wpadłem na pomysł, żeby napisać „traktat”, który można by najprościej zatytułować Mój pogląd na świat. Szybko jednak zrozumiałem, że to zbożne przedsięwzięcie nieco mnie przerasta. Mam bowiem zbyt dużo do napisania i za mało przekonania, żeby dopiąć swego (kto to będzie czytał?). O czym jednak z tego powodu pomyślałem, to mi zostało. Zmuszony bowiem byłem do określenia punktu wyjścia tej zakrojonej na szeroką skalę refleksji. A punktem wyjścia – jak mi się wydaje – winno być „dobrze postawione pytanie”. Zaś dobrze postawione pytanie, to pytanie „najbardziej fundamentalne”. Pod wpływem takich myślicieli jak A. de Mello, J. Krishnamurti i K. Wilber doszedłem do wniosku, że „najważniejszym” pytaniem jest pytanie Kim jestem?
Pytanie to nazwałem roboczo egzystencjalnym, ponieważ jest to pytanie o człowieka, o jego kondycję, naturę. Pytanie to ze szczególną mocą zostało wyartykułowane na Wschodzie – jest ono bardzo istotne dla buddyzmu i wedantycznego hinduizmu (np. R. Maharishi). Punktem wyjścia dla tego pytania była próba przezwyciężenia naszej kondycji. Pytanie to prowadzi raczej do niedualistycznych stanów świadomości i jako takie stoi u podstaw niedualistycznych religii Wschodu.
Dla starożytnych Greków punktem wyjścia nie było cierpienie człowieka, lecz zdziwienie kosmosem. Kontemplując wszechświat Grecy pytali, czy istnieje „coś” poza jego widzialnym wymiarem? Co jest poza tym, co fizyczne? Z tego właśnie względu nazwałem to pytanie metafizycznym. Jest to w istocie pytanie o istnienie Boga. Nie jest to pytanie o naturę Boga, gdyż każdy (współczesny) człowiek ma wystarczająco dobrze rozwinięte o Nim pojęcie. Czy jednak On istnieje? Bo jeśli istnieje, to fakt ten przesądza – w życiu odpowiedzialnego człowieka – właściwie o wszystkim. Zatem pytanie metafizyczne brzmi: Czy istnieje Bóg? i zostało postawione – mówiąc w wielkim uproszczeniu – na Zachodzie, w starożytnej Grecji, w Europie. Punktem wyjścia dla tego pytania była – jak już wspomniałem – kontemplacja makrokosmosu.
O ile pytanie egzystencjalne przywołuje najczęściej monistyczną wizję rzeczywistości, o tyle pytanie metafizyczne może przywołać wizję dualistyczną. W jaki sposób? Wypada się zgodzić z przekonaniem św. Tomaszem z Akwinu, iż gdyby nie pochodząca z Biblii idea stworzenia, to nie mielibyśmy pewności, że świat nie jest wieczny. Można to wyrazić inaczej: do przekonania, że świat nie jest wieczny, nie doszliśmy na drodze rozumowej refleksji, lecz przyjęliśmy ją z innego źródła. Jeżeli więc – nie uwzględniając idei stworzenia – przyjęlibyśmy istnienie odwiecznego Boga i równie odwiecznej materii, to w ten sposób dochodzimy do klasycznego dualizmu, związanego w Europie z pojęciem manicheizmu.
Powróćmy jednak do przytoczonych pytań. Pytanie egzystencjalne – jak już wspomniałem – prowadzi do światopoglądu monistycznego, pytanie metafizyczne – do światopoglądu dualistycznego. Jeżeli jedno z nich jest tezą, a drugie jego antytezą, to spontanicznie (oczywiście po podstawowym kursie filozofii) pojawia się pytanie o syntezę. Czy już samo takie podejście nie kieruje nas na neoplatońskie tory myślenia? Jak więc brzmi „syntetyczne” i – w moim przekonaniu najbardziej fundamentalne – pytanie?
Jeśli za pytaniem egzystencjalnym kryje się JEDEN byt, jeden pierwiastek, a za pytaniem metafizycznym DWA pierwiastki, dwie metafizyczne zasady, to pytanie syntetyczne mogłoby zabrzmieć: JEDEN czy DWA? – monizm czy dualizm? Myślę, że najbardziej „syntetyczna” jest jednak inna odpowiedź: nie jeden i nie dwa (a jeszcze mocniej: ani jeden ani dwa). Nie monizm, nie dualizm, lecz... kreacjonizm!
Monizm to przekonanie, zgodnie z którym istnieje tylko jeden byt – materialny (np. marksizm) lub duchowy (np. teopantyzm). Wszystko, co jest inne od tego „pierwotnego”, wyjściowego bytu, jest tylko inną formą jego przejawiania się. Myśl jest więc subtelną grą materii, albo grą subtelnej materii (monizm materialistyczny), albo materia jest najbardziej „upadłą” formą ducha (monizm spirytualistyczny), lub też błędnym postrzeganiem ducha (teopantyzm). Wydawać by się mogło, że światopoglądem alternatywnym dla monizmu jest dualizm. Dualizm zakłada jednak istnienie dwóch odwiecznych, a więc „równorzędnych”, czy „równoprawnych” pierwiastków – na przykład materii i ducha, dobra i zła, Boga i diabła – w wyniku czego żaden z nich nie może odnieść nad drugim „ostatecznego” zwycięstwa. A o takie zwycięstwo przecież chodzi.
Rozwiązaniem (metafizycznym), które przełamuje ten impas, jest kreacjonizm. Jaki światopogląd streszcza to pojęcie? Przede wszystkim informuje nas ono, że istnieją – mówiąc najogólniej – dwa byty: stwarzający i stworzony. Byt stwarzający jest doskonalszy od stworzonego, jest również pierwotny w stosunku do niego. Byt stwarzający jest duchowy, ponieważ stworzony (pomijając świat aniołów) jest materialny. Gdyby byt stwarzający był materialny, to nie byłoby stworzenia, tylko emanacja. Byt stwarzający jest inteligentny, podczas gdy byt materialny (poza człowiekiem, który składa się już nie tylko z materii) nie – on tylko realizuje cele wyznaczone mu przez inteligentnego „Ojca”.
Jest to oczywiście rozstrzygnięcie chrześcijańskie. Na takie rozwiązanie pozwoliłem sobie z dwóch powodów. Po pierwsze taki właśnie jest mój światopogląd, a po drugie – myśl europejska rozwijała się zasadniczo albo w łonie chrześcijaństwa, albo w relacji do niego. Monizm i dualizm to pomysły filozoficzne, poza które człowiek nie jest w stanie wyjść. Trzecia możliwość – idea stworzenia – dana jest nam „z góry” (z Biblii).
Co może zrobić kolejna książka, którą przeczyta ktoś o ukształtowanym – jak mu się wydaje – światopoglądzie? Może ten światopogląd zrewolucjonizować, albo pogłębić. Książka Jerzego Kolarzowskiego Filozofowie i mistycy nie zrewolucjonizowała mojego światopoglądu. Myślę jednak, że dzięki tej lekturze mój pogląd na świat został pogłębiony, albo jeszcze lepiej: umocniony. Nie pomyliłem się bowiem, postrzegając rozwój myśli filozoficznej w opozycji jednej z przedstawionych wizji do drugiej. W pewnym uproszczeniu można powiedzieć, że dualizm ma się tak do monizmu jak platonizm do neoplatonizmu. Platonizm bowiem – w największym skrócie – to dualizm odwiecznych idei, przynależących do wyższego świata i materii. Neoplatonizm stara się tę przepaść pokonać, wyprowadzając widzialny świat z Jedności poprzez emanację. „Książka Jerzego Kolarzowskiego – jak to w Posłowiu celnie ujął Zenon Waldemar Dudek – przypomina o neoplatońskich poszukiwaniach w mistyce i filozofii, które stanowią jedną z ważniejszych prób odkrywania jedności w zróżnicowanym świecie ludzkiego poznania i doświadczenia. Poszukiwania te zapisały się głęboko w kulturze i tradycji religijnej Europy”.
W jaki sposób neoplatonizm „realizuje się” w kreacjonizmie? Otóż kreacjonizm jest jak forma, neoplatonizm – jak materia. Człowiekowi wierzącemu, ale także myślącemu nie wystarczy, że Bóg stworzył świat. Człowiek taki chciałby wiedzieć, jak Bóg to uczynił. Jerzy Kolarzowski wymienia głównych przedstawicieli chrześcijańskiego neoplatonizmu. Jako chrześcijanie wierzyli oni, że Bóg stworzył świat, zaś jako filozofowie próbowali dociec, jak to się stało. Budowali więc systemy myślowe, w których starali się określić kształt relacji pomiędzy Bogiem, człowiekiem i kosmosem. Ich wizja świata miała – zgodnie z duchem neoplatońskim – charakter hierarchiczny (zwłaszcza u Pseudo-Dionizego Areopagity).
Jeśli zgodzić się z Alfredem Whiteheadem, iż wszystkie kierunki filozoficzne są tylko przypisami do Platona, to trzeba przyznać, że Jerzy Kolarzowski w swojej książce pokazał, w jaki sposób tych przypisów przybywało. Jego refleksja jest bardzo stężona. Czytając książkę nie można wyłączyć uwagi nawet na jedno zdanie, gdyż grozi to utraceniem ogniwa z bardzo długiego łańcucha nadawców i odbiorców coraz bardziej modyfikowanych, ale wciąż platońskich intuicji. Idei tych nie brak również we współczesnej filozofii i nauce, o czym również można się z tego opracowania dowiedzieć.
Neoplatonikiem był również tak bardzo obecnie popularny, średniowieczny dominikanin, Mistrz Eckhart. W zbiorze jego kazań jedno – 52-gie w wydaniu dominikańskim lub 32-gie w wydaniu paxowskim – streszcza całą neoplatońską wizję rzeczywistości. Ramami tego kazania są „wyjście” z Jedności oraz „powrót” do niej. Człowiek, będąc ideą w Bożym Umyśle, decyduje się na „wyjście” z tej pierwotnej formy istnienia, wchodząc tym samym w świat realny. To nic innego jak neoplatoński opis aktu stworzenia. Człowiek zyskuje realne istnienie (w przeciwieństwie do pierwotnego – „idealnego”), ale traci przez to tożsamość z Bogiem. Jest to dla niego forma „upadku”. Tęsknota do tego, co było „na początku” skłania go do „powrotu”. Owo „powracanie” jest realizacją procesu przebóstwienia.
Pozostaje zadać sobie pytanie, dlaczego neoplatonizm jest dla współczesnego człowieka tak pociągający? Jeśli się pamięta, że neoplatonicy byli z natury mistykami i akceptuje przeświadczenie, że wiek XXI ma być wiekiem mistyki, odpowiedź nasuwa się sama. Dzisiejszy, rozbity i na różne sposoby rozproszony człowiek rozpaczliwie poszukuje tu i teraz zbawienia w jedności, w scaleniu. Stąd taka popularność różnych form medytacji, prowadzących do upragnionej harmonii.
|
|
wizyt:
12.11.2005 r. |