W ariańskim zborze nauczyciel wraz z dziećmi prowadzi szabatowe rozważania
Dekalog szczegółowo reguluje stosunki pomiędzy Bogiem, a człowiekiem oraz pomiędzy bliźnimi. W szczególny sposób nakazuje dzieciom szanować rodziców. W pewnej chwili pyta: A jak myślicie, które przykazanie Dekalogu reguluje stosunki pomiędzy rodzeństwem?
W salce zapada cisza. Dzieci intensywnie zastanawiają się. Przerywa ją mały Jaś niepewnie pytając: czyżby ... czyżby chodziło tutaj o przykazanie: Nie morduj!?
Unia Europejska stawia sobie jeden cel: prześcignąć w rozwoju USA. O ile idea nie jest utopijna, o tyle z jej wdrożeniem w życie dużo gorzej. Amerykanie zaczynali budowę swego państwa od krwawych walk, od wojny z Anglią, od wymordowania większości Indian. Amerykanów cele te bardzo zjednoczyły wokół organizacji ich demokratycznego państwa. W Europie nie ma Indian. Organizacją wspólnego europejskiego Domu zajęli się zatem urzędnicy. W sposób dla siebie typowy, wykorzystując twórczo prawa Parkinsona, rozpoczęli od stworzenia kosztownej i rozbudowanej biurokracji (najprostsze podanie o dofinansowanie imprezy zbiorowej wraz z załącznikami waży około 4 kg). Przyznali sobie także prawo do całkiem niezłych pensji oraz rozrzutnego stylu życia (goniec zarabia do 2 tysięcy euro, sekretarka do 5 tysięcy euro, tłumacz do 8 tysięcy, poseł do 10 tysięcy). Na szczęście łapę na unijnej kasie trzymają jeszcze rządy narodowe. Jest zatem szansa, że część szalonych pomysłów unijnych urzędników będzie skutecznie zablokowana.
Krajowi fachowcy od lekkiej forsy, skupieni głównie, chociaż wcale nie wyłącznie, wokół Klubu Przemalowanych na Demokratów oraz Stowarzyszenia "Młodzież z Partią! Młodzież z Partią! Młodzież z Partią!", zachęceni łatwością, z którą udawało się im w Polsce handlować ustawami sejmowymi, już cieszyli się z zarysowującej się perspektywy jurgieltu, gdy tymczasem rządy Francji i Niemiec postąpiły bardzo niedojrzale i nieodpowiedzialnie. Postanowiono ograniczyć siłę polskiego głosu! Ach, co za brak wyczucia, co za brak politycznej wyobraźni! Przecież doświadczeni, przekupni i dyspozycyjni polscy posłowie, wywodzący się z tego środowiska, byliby idealnymi partnerami w przewalaniu korzystnych ustaw! Jakie to szczęście, że są jeszcze tzw. wartości chrześcijańskie, którymi będzie można pohandlować w zamian. Może da się uratować chociaż kilka głosów dla kolesiów?
Na pewno nie uda się zaś uratować obecnego systemu ochrony zdrowia. Ministerstwo Zdrowia idzie w zaparte i twierdzi, że wszystko przewidziało i kontroluje sytuacje. W rzeczywistości niczego nie kontroluje i do niczego nie jest przygotowane. Po części jest to skutek manii wielkości rodzimych menadżerów, niegospodarności i rozpoczynania działalności kas od budowy marmurowych siedzib. Po części zaś skutek nieprzestrzegania uniwersalnej ewangelicznej zasady przy obsadzaniu stanowisk, że kto o biskupstwosię ubiega, winien być nienaganny, przyzwoity, nie chciwy na grosz i sprawdzony w zarządzaniu własnym domem (Pisma chrystiańskie, I List Pawła do Tymoteusza 3, 1-7. Konstruując rząd fachowców premier Miller powołał na stanowisko ministra zdrowia fachowca pierwszej klasy, profesora Mariusza Łapińskiego (zero publikacji w światowej bazie piśmiennictwa medycznego plus zadłużenie szpitala, w którym dyrektorował). Po serii skandali, pod presją mediów, był zmuszony go wylać.
Następca nie ustępuje Łapińskiemu, jeśli idzie o kwalifikacje menadżerskie. Dyrektorując w Szpitalu PSK Nr 1 przy ulicy Długiej w Poznaniu, nie tylko zadłużył ten szpital do granic możliwości, ale jeszcze dawał zlecenia na usługi w tym szpitalu własnej firmie remontowo-budowlanej. Z tej korupcyjnej afery do dzisiejszego dnia się społeczeństwu nie wytłumaczył. W nagrodę po prostu został ministrem. Inny wybitny specjalista zadłużył do nieprzytomności Szpital PSK Nr 2 przy ulicy Przybyszewskiego w Poznaniu. W nagrodę został powołany na stanowisko dyrektora Oddziału Narodowego Funduszu Ochrony Zdrowia. Z tego stanowiska dziwi się teraz, że lekarze wielkopolscy nie chcą leczyć pacjentów za stawki mniejsze od tych, które bierze szewc za podzelowanie butów. Prywatna praktyka pana dyrektora za to rozkwita. I może nawet dobrze, że lekarze nie składają ofert ...?
Jeszcze niedawno był taki jeden, co chciał naprawdę dobrze. Miał ambicję prowadzenia solidnego oddziału urologicznego. Był jego ordynatorem w Szpitalu MSWiA przez 16 lat. Bardzo sumiennie przygotowywał niezłą habilitację. Solidnie operował. Miał bardzo dobre wyniki. Stawał się znany. Akcja zrodziła jednak reakcję. Pewnemu dzielnicowemu księciu z akademickimi laurami bardzo się nie spodobało, że pacjenci są załatwiani zgodnie ze światowymi standardami. Personelowi też się nie podobało, że pracując w budżetówce wychodzi do domu późnym popołudniem urobiony po łokcie, zamiast już od południa pić kawę i narzekać. Niebezpieczeństwu łeb ukręcono w porę. Wykorzystując wszelkie możliwe demokratyczne mechanizmy - jakże by inaczej - zastąpiono pracowitego ordynatora młokosem. Nieistotne, że mierny. Ważne, że wierny! A pacjenci mają wiedzieć, że hierarchiczny porządek ma być zachowany!
W Akademii Medycznej w Poznaniu plagiatowy skandal, o czym donosi styczniowe "Forum Akademickie". Tym razem wysoko bo sprawa dotyczy dziekana jednego z wydziałów. Ale czym się tu przejmować skoro trefna publikacja ukazała się w mało komuznanym "Przewodniku Lekarza", a kolega z tego samego instytutu jest rektorem Akademii!?
Wśród prezydentów krajów postkomunistycznych, kończących drugie kadencje, popłoch. Nie mają pomysłu na własne życie, ale niezłomnie wierzą, że są nie do zastąpienia. Skutek wychowania w poprzednim systemie. Jak wiadomo, I sekretarz KC ustępował wyłącznie w wyniku wybuchu słusznego gniewu ludu. Inaczej nie umiał. Ukraiński prezydent-demokrata postąpił mało inteligentnie. Wdał się w nieelegancki spór z opozycją na temat interpretacji Konstytucji. Zmusił Trybunał Konstytucyjny, aby dostarczył rewelacyjnej wykładni prawa. Wynika z niej, że konstytucyjny zapis o możliwości tylko dwukrotnego pełnienia urzędu nie wyklucza kandydowania na trzecią kadencję! Polski prezydent wykazał się dużo większą klasą i finezją. Postanowił wysondować najpierw, co by też społeczeństwo powiedziało, gdyby tak na urząd prezydencki kandydowała jego małżonka. Całkiem niegłupio to sobie wymyślił: społeczeństwo jest bierne i zszokowane pogarszającą się sytuacją materialną; polityką, stanem spraw w kraju, nawet własnym losem mało kto się interesuje; w zamieszaniu wywołanym przez kilka zaprzyjaźnionych gazet, dyspozycyjnego prezesa Kwiatkowskiego i grupę klakierów z "Ordynackiej" nikt nie zauważy, że minione kadencje wodza były nijakie, a kompromitujące akcenty prezydentury, w atmosferze igrzysk, szybko będą zapomniane. Gdyby małżonce Pana Prezydenta udało się przetrwać kolejne dwie kadencje, w tym czasie dojrzeje już do sprawowania władzy córeczka państwa Kwaśniewskich. Nie ma siły - po czterech wyjaławiających kadencjach Tatusia i Mamusi - społeczeństwo musi w końcu pęknąć, aby w samobójczym odruchu zgodzić się na ustanowienie monarchii konstytucyjnej. W ten sposób kariera partyjnego aparatczyka znalazłaby swój bajkowy finał, a może nawet obrosła legendą większą od tej, którą cieszy się Kopciuszek? Szkopuł w tym, że pomysł kandydowania małżonki Prezydenta jest w istocie korupcjogenny i moralnie niezdrowy. Utrwala bowiem ścieżki dostępu do Pałacu, sowicie wydeptane w przeszłości, oraz układy i układziki, które dla dobra Państwa Polskiego powinny jak najszybciej, wraz z Panem Prezydentem, odejść w zapomnienie, do lamusa historii. Kto zatem na urząd prezydenta RP? Dowolna osoba, która własną solidną pracą udowodniła, że nie kradnąc pierwszego miliona dolarów można być w życiu uczciwym człowiekiem i stworzyć wielkie rzeczy: chociażby profesor Jerzy Buzek, sprawdzony jako solidny premier, chociażby pan Zamojski, prezydent Zamościa i członek jednego z najstarszych polskich rodów, chociażby pan Chłapowski, znany w świecie poznański hodowca koni, wnuk sławnego generała ... Ktokolwiek uczciwy, z kręgosłupem moralnym, bezpartyjnych powiązań, bez najmniejszych powiązań z grupą "trzymającą władzę lub czasopisma", nie miernota, nie ślizgacz i nie cwaniak ...
Polskie "elity" wyrosły dzięki zacofaniu, bierności i obojętności społeczeństwa na swój własny los. Polityka "grubej kreski" umożliwiła niepohamowaną erupcję cwaniactwana dowolnym szczeblu społecznej organizacji. Ludzie "znikąd do nikąd", będąc nikim sięgali z łatwością po najwyższe urzędy w Państwie. Skutek jest taki, że kraj zalała gigantyczna fala nieuczciwości, fikcji, prowizorki i braku spójnej wizji rozwoju społeczeństwa. Zapomnieliśmy, że korupcja to nie tylko wręczanie łapówki czy jurgieltu. To również łamanie prawa pod każdą postacią. To także obsadzanie odpowiedzialnych, strategicznych stanowisk kolesiami. Bo przykazanie "Nie morduj" odnosi się do szerszego kręgu zagadnień społecznych, nie tylko do fizycznego niszczenia ludzkiego życia.
Szabat szalom!
Piotr Kołodziejczyk
http://bracia.racjonalista.pl |
|
wizyt:
12.01.2004 r. |