naszym zdaniem | dzisiaj |  historia | strona główna

Rola Chrześcijaństwa w Powstaniu Nazizmu



Po pierwszej wojnie światowej sytuacja religii i kościołów w Europie stała się nader złożona. Naukowe odkrycia na temat Ziemi, teoria ewolucji Darwina i krytyka Biblii osłabiły wpływ chrześcijaństwa na życie zwykłych ludzi. Religia jednak nie wszędzie przegrywała z nauką i światopoglądem racjonalistycznym. Powojenne Niemcy doświadczały duchowego odrodzenia poza tradycyjnymi wspólnotami religijnymi, a wolność wyznania istniała w nieznanym do tej pory stopniu. Kościoły oficjalne cieszyły się szerokim wsparciem ze strony państwa i sprawowały pełną kontrolę nad działającym w ich ramach szkolnictwem. Ich wpływy były znacznie większe niż obecnie.

W okresie międzywojennym około 2/3 Niemców stanowili protestanci, a niemal całą resztę katolicy. Mniejszości innych wyznań nie przekraczały pięciu procent. Jawny ateizm ograniczał się do wąskiej elity intelektualnej i zagorzałych socjalistów. W przeprowadzonym w 1939 r. spisie ludności zaledwie 1,5 proc. Niemców określiło się jako niewierzący, co znaczy, że albo niewielu nazistów i członków NSDAP było ateistami, albo bali się oni do tego przyznać przed popierającym religijność reżimem. Większość wierzących Niemców wyrażała wrogość względem wszelkich przejawów bezbożności, świeckości i hedonistycznej dekadencji, które łączono z modernistycznymi ideami demokracji i wolności słowa. Lęk przed demokracją w połączeniu ze strachem przed komunizmem pchał ich w objęcia zwolenników koncepcji wrogich demokratycznym ideałom.

Wiara, przywódcy i wartości rodzinne


Nazistowscy przywódcy dorastali w pobożnych, chrześcijańskich rodzinach, gdzie wartości tolerancji i demokracji nie cieszyły się szczególnym szacunkiem. Wśród przywódców, którzy otrzymali katolickie wychowanie, znajdowali się Adolf Hitler, Heinrich Himmler, Reinhard Heydrich i Joseph Goebbels. Hitler uczył się w szkole klasztornej. Śpiewał w chórze i głęboko przeżywał ceremonie celebrowane przez księży. Pod wrażeniem ich siły oddziaływaniarozważał nawet możliwość wstąpienia do stanu duchownego.

Komendant obozu oświęcimskiego Rudolf Hoess, odpowiedzialny za śmierć większości ofiar Holokaustu, również miał katolickich rodziców. Hermann Goering pochodził z mieszanej rodziny katolicko - protestanckiej, podczas gdy Rudolf Hess, Martin Bormann, Albert Speer i Adolf Eichmann odebrali wychowanie protestanckie. Żaden z faszystowskich przywódców nie wywodził się z liberalnej lub ateistycznej rodziny. Ich rodzice uważali takie poglądy za skandaliczne.

Trudniej jest ocenić ich religijność w życiu dorosłym. Ponieważ partia traktowała religię jako narzędzie pomocnicze, umyślnie nie wypowiadała się na jej temat jednoznacznie. Dla Hitlera konsekwencja znaczyła mniej niż posiadanie zdania na każdą okazję. Wygłaszane przez niego opinie w kwestii religii często były ze sobą sprzeczne. Formułował je z myślą o konkretnej publiczności lub okazji,nie ujawniając swoich prawdziwych poglądów.

Chrześcijańscy apologeci, którzy często starają się wykazać ateizm Hitlera, cytują jego wypowiedzi, nie dbając o historyczną rzetelność. Zdają się nie dostrzegać, że religijni notable tamtych czasów, w większości określali Hitlera jako dobrego katolika i chrześcijanina. Nie do obalenia jest także nieme świadectwo fotografii, choć włożono wiele wysiłku, aby je zatuszować.

Niezależnie od licznych trudności, wiadomo wystarczająco dużo, by móc odtworzyć wiarygodny obraz stosunku nazistów do wiary. Hitler był chrześcijaninem, lecz jego Chrystus nie był Żydem. W młodości interesował się okultyzmem, ale nigdy nie popadł w dewocję. Z biegiem czasu miał coraz więcej kontaktów ze sztuką i zaprzestał uczęszczania do kościoła. Początkowo nie bardziej antysemicki niż jego otoczenie, pod wpływem partii Chrześcijańsko-Narodowej oraz na skutek klęski Niemiec w I wojnie światowej i rujnujących warunków pokojowych, stał się zagorzałym antysemitą i zwolennikiem aryjskiej dominacji. Korzeni swojej obsesji na punkcie kwestii rasowych szukał w religii. Jawnie wyrażał swój podziw dla Marcina Lutra, którego określał jako wielkiego reformatora. Z drugiej strony, w kilku prywatnych rozmowach mówił o sobie, że uważa się za katolika. Niejednokrotnie publicznie twierdził, że Chrystus był jego wybawcą. Jeszcze w 1944 roku ostatniej wielkiej ofensywie sił niemieckich nadał kryptonim "Operacja chrześcijańska róża".

Według niektórych źródeł w otoczeniu zaufanych współpracowników Hitler gwałtownie i surowo krytykował religię. Relacje te trzeba traktować ze sceptycyzmem, choć faktem jest, że tradycyjną wiarę chrześcijańską postrzegał on jako słabą i zanieczyszczoną przez judaizm. Nie ma jednak uzasadnionych podstaw do twierdzenia, że po dojściu do władzy stał się wrogi chrześcijaństwu lub został ateistą. Wręcz przeciwnie, ateizm potępiał równie stanowczo, jak chrześcijan współpracujących z lewicą. Stale też zaprzeczał, jakoby państwo mogło zrezygnować z religii i polecił Speerowi, by nie zapomniał o kościołach, pracując nad planami odbudowy Berlina. W konstytucji z czasów nazizmu znajduje się bezpośrednie odwołanie do Boga. Hitler sądził, że kiedy zwycięży Europę i ZSRR, stanie się tak popularny, że będzie mógł zastąpić protestantyzm i katolicyzm nowym, zreformowanym kościołem chrześcijańskim, który łączyłby wszystkich aryjczyków. Jak Niemcy przyjęliby tą reformę po zwycięstwie nazistów, pozostaje kwestią otwartą. W każdym razie Hitler uważał się za reformatora, a nie za wroga chrześcijaństwa.

Naziści głosili tradycyjne wartości rodzinne. Ich ideologia była konserwatywna, burżuazyjna, patriarchalna i antyfeministyczna. Popierali posłuszeństwo, dyscyplinę i małżeństwo, przeciwstawiając je potępianemu homoseksualizmowi i aborcji. Chociaż wychwalali naukę i technologię, wrogo odnosili się zarówno do Oświecenia, jak modernizmu, intelektualizmu i racjonalizmu. Trudno sobie wyobrazić, jak ruch ztakim programem mógłby być ateistyczny - i rzeczywiście nie był. Germańska mistyka narodu walczyła z ateizmem, a wolnomyśliciele często ścierali się z nazistami w późnych latach dwudziestych i trzydziestych. Po objęciu władzy Hitler zakazał działalności organizacjom wolnomyślicielskim i rozpoczął kampanię przeciwko bezbożnikom. W swoim przemówieniuz 1933 r. głosił: "Musimy podjąć walkę z ateizmem i to nie wyłącznie w deklaracjach. Powinniśmy ich zwyczajnie wyplenić". Ta otwarta wrogość była uczciwsza niż skomplikowane, często pełne sprzeczności, stanowisko względem chrześcijaństwa.

Katolicyzm i przejęcie władzy przez nazistów


Hitler doskonale dogadywał się z notablami Kościoła rzymsko-katolickiego, a później protestanckiego. Działo się tak, choć to właśnie katolicka Partia Centrum była główną przyczyną niepowodzeń nazistów we wcześniejszych wyborach. Aczkolwiek Kościół katolicki w Niemczech wprost odwoływał się do germańskiej tradycji, to emocjonalnie i formalnie powiązany był z Rzymem. Jego wyznawcy odróżniali się od większości protestantów mniejszym nacjonalizmem. Katolicy częściej niż protestanci postrzegali Hitlera (bezpodstawnie) jako bezbożnika lub neopogańskiego antychrysta. Niektórzy księża potępiali nazizm, przyłączając się jednocześnie do antysemickiej nagonki, co rzecz jasna podważało wiarygodność ich krytyki.


Pomimo mniejszościowego statusu katolików, to właśnie ich polityka doprowadziła do zdobycia przez faszystów władzy w Niemczech. Katolickie Centrum zantagonizowało wprawdzie Watykan w 1920 r., tworząc koalicje ze świeckimi, lewicowo zorientowanymi socjaldemokratami. Sytuacja ta uległa jednak zmianie w roku 1928, gdy przewodniczącym Partii Centrum został ksiądz Ludwig Kaas. Ku przerażeniu części katolików wziął on aktywny udział w niszczeniu demokratycznych rządów, w tym w szczególności samej Partii Centrum. Pobożny, katolicki kanclerz Franz von Papen, który nie był faszystą, ale zdeklarowanym prawicowcem, umożliwił Hitlerowi dojście do władzy. Katastrofalne rozwiązanie Reichstagu, jakiego dokonał Papen w 1932 r., doprowadziło do zawarcia koalicji Centrum z nazistami i zerwania z wszelkimi dotychczasowymi zasadami. W 1933 r. Papen uczynił Hitlera kanclerzem, podczas gdy sam objął stanowisko vice-kanclerza. Kościół pogratulował Hitlerowi przejęcia władzy.


Niemieccy biskupi wydali oświadczenie, w którym odżegnali się od wcześniejszego krytycyzmu względem nazistów i zaakceptowali nowy reżim. Od momentu, gdy katolicy przyczynili się do zdobycia władzy przez Hitlera i zasiedli w jego rządzie, biskupom pozostało już tylko współpracować. Konformistyczny Kościół wezwał członków swojej trzódki do poparcia i współpracy z faszystami.


Konszachty z diabłem


Po objęciu władzy pozycja Hitlera pozostawała wątła. Umocnić ją mógł sukces na polu polityki zagranicznej, którym okazał się podpisany w 1933 r. konkordat z Watykanem. Dzięki niemu Hitler uzyskał legitymizację międzynarodową. Zalecał się do Stolicy Apostolskiej, podkreślając swoje chrześcijaństwo. Jednocześnie starał się onieśmielić Watykan poprzez demonstrację swojej rosnącej potęgi. Negocjacje zainicjowały obie strony, wzorując się na obopólnie korzystnym konkordacie z 1929 r. pomiędzy Watykanem i Mussolinim. Podczas gdy w ogromnym pośpiechu pracowano nad traktatem, który w normalnych warunkach wymagałby lat szlifowania, Hitler uzyskał ogromną korzyść z watykańskiej nadgorliwości. W przekonaniu, że trzyma Kościół w garści, jeszcze przed podpisaniem konkordatu, ogłosił cieszący się złą sławą dekret wprowadzający przymusową sterylizację mniejszości seksualnych i chorych umysłowo, co stanowiło jawny afront względem nauki Kościoła. Jednak nawet ta prowokacja nie osłabiła zapału Stolicy Apostolskiej do zawarcia konkordatu.


Podpisany 20 lipca 1933 r. dokument można określić jako typową polityczną łapówkę. Kościół udzielił swojego poparcia nowej dyktaturze, w pełni akceptując faktyczną likwidację demokracji i wolności słowa. W dodatku przywiązał swoich biskupów do hitlerowskiej rzeszy przysięgą lojalności. W zamian otrzymał ogromne dochody i ochronę swoich przywilejów. Lekcje religii oraz modlitwa w szkołach zostały przywrócone, a krytyka Kościoła zabroniona. Oczywiście w konkordacie nie ma wzmianki na temat praw wyznawców innych religii niż katolicka. Nawet, jeśli kościelni notable byli niezadowoleni z konkordatu, to nie okazywali tego, śląc gratulacje dyktatorowi. W Niemczech Kościół obchodził razem z rządem uroczystości dziękczynne, które stanowiły połączenie symboliki faszystowskiej i katolickiej. Na program muzyczny składał się odrażający nazistowski hymn "Horst Wessel" poprzedzony tradycyjną pieśnią "Jak wielki jesteś". Praktyczne rezultaty tej współpracy były takie, że większość katolików zaakceptowała dyktaturę nazistów. Niemiecki konkordat stanowi jedno z najbardziej niemoralnych, obłudnych i niebezpiecznych porozumień, jakie zostały kiedykolwiek zawarte pomiędzy dwiema autorytarnymi potęgami. Być może strategia Kościoła katolickiego polegała bardziej na przetrwaniu nazistowskiej tyrani aniżeli na próbie jej obalenia. Nie zmienia to jednak faktu, że nie starał się on unieważnić konkordatu i zapisów o lojalności w czasie trwania nazistowskiego reżimu. Co więcej, konkordat stanowi jedyne porozumienie dyplomatyczne wynegocjonowane z nazistami, które pozostaje w mocy na całym świecie.


Siła oporu


Daleki od wykorzystania absolutnej władzy w Niemczech, Hitler często zawieszał, modyfikował lub ukrywał działania mogące zagrozić popularności reżimu. Zdecydowany sprzeciw społeczny mógł skutecznie wpływać na politykę nazistów. Zdezorientowany, gdy kościoły protestanckie odmówiły zjednoczenia, Hitler wstrzymał realizację swoich planów reformy niemieckiego chrześcijaństwa. Próby, jakie później podejmowali nazistowscy przywódcy w celu ograniczenia działalności kościoła, były często niweczone przez demonstracje sprzeciwu. Gdy bez zgody Hitlera zdjęto krzyże w bawarskich szkołach, żywiołowy protest, w którym brały udział między innymi matki uczniów sprawił, że szybko wróciły one na miejsce. Gdy zaś Hitler potępił opozycyjnych protestanckich biskupów Hansa Meisera i Teophila Wurma i zarządził ich usunięcie, gniew społeczny sięgnął zenitu. W jednym z wieców protestacyjnych wzięło udział 7000 osób. Hitler zmienił wówczas kurs i przywrócił zdegradowanych biskupów, wylewnie okazując im swoje uznanie. Zdecydowany sprzeciw wobec mordowania chorych umysłowo doprowadził do uratowania wielu ludzi, pomimo że program ich eksterminacji również cieszył się pełnym poparciem Hitlera. Nie oznacza to, że protestujący nie byli zagrożeni represjami. Prześladowano ich, a czasem zabijano. Przywódcy nazistowscy zdawali sobie jednak sprawę, że ich władza nie była nieograniczona.

Mieszkańcy krajów okupowanych od Norwegii po Włochy z powodzeniem przeciwstawiali się rasistowskiej polityce nazistów, ratując setki tysięcy Żydów. W Danii polityczni i kościelni przywódcy z całą mocą sprzeciwiali się polityce nazistów. Ba! Cały naród działał pod nosem Gestapo, ratując prawie wszystkich duńskich Żydów. Symptomatyczny pod tym względem jest tzw. incydent z Rosenstrasse. Około 30 tysięcy niemieckich Żydów żyło oficjalnie w mieszanych małżeństwach z chrześcijankami. Dziewięć na dziesięć z takich małżeństw pozostawało nienaruszonych, pomimo bezustannego nękania ze strony reżimu. Zorientowani na wartości rodzinne nazistowscy przywódcy nie potrafili zdecydować w jaki sposób "poradzić sobie" z tymi Żydami bez naruszania świętości małżeństwa. Na początku 1943 r., sprawujący rządy w Berlinie Goebbels zdecydował, że trzeba wreszcie oczyścić stolicę z pozostających tam jeszcze Żydów. Hitler wyraził na to zgodę. Około 2000 żydowskich mężczyzn z mieszanych małżeństw zostało schwytanych i przewiezionych do podmiejskich budynków na Rosenstrasse, skąd mieli być deportowani do obozów koncentracyjnych. Przez tydzień ich gojowskie żony stały na mrozie, skandując "Żądamy powrotu naszych mężów!" Zwykli Niemcy przyłączali się do nich. W protestach ogółem wzięło udział około 6000 osób. Kobiety kontynuowały kampanię mimo nacisków S.S. i Gestapo, nawet gdy straszono je użyciem karabinów. Demonstracji nie przerywano nawet podczas bombardowań. Jednak naziści nie odważyli się strzelać do bezbronnych aryjskich kobiet. Jaki był wynik tej jedynej w nazistowskich Niemczech masowej demonstracji w obronie Żydów? Dwa tysiące żydowskich mężów zostało uwolnionych za zgodą Hitlera. Dwa tuziny tych, którzy zostali już wysłani do Oświęcimia, powróciło do domu. Żydowsko-chrześcijańskie pary nadal żyły jawnie. Uratowani w ten sposób stanowili ogromną większość niemieckich Żydów, którym udało się przetrwać wojnę.

Nazistowski reżim był tchórzliwy. Wyżywając się nad słabymi, jednocześnie panicznie bał się publicznych demonstracji. Gdy sprawy dotyczyły narodu niemieckiego, jego przywódcy preferowali propagandę, edukację, perswazję i nacisk. Wiedzieli, że terror działa najskuteczniej, gdy jego cele cieszą się poparciem i kontestowane są przez nielicznych. Twierdzenie apologetów chrześcijaństwa, że niemieccy katolicy byli bezradni w obliczu terroru, to manipulacja na miarę Goebbelsa. Jak pokazuje przypadek berlińskich żon, Kościoły chrześcijańskie dysponowały dostateczną siłą, by chronić siebie i innych. Gdyby naprawdę chciały, mogły pomieszać szyki Hitlerowi, jego zwolennikom i współpracownikom. Niestety nie chciały.


©Bracia Polscy
http://bracia.racjonalista.pl

początek strony | strona główna | odkrycie i opisanie | historia | galeria
wizyt:
26.04.2005r.