naszym zdaniem | dzisiaj |  historia | strona główna


Szanowna Czytelniczko i Siostro w Mesjaszu Jezusie!



Pokój Boży Tobie i światłość Mesjasza nad domem Twoim! Niechaj towarzyszą Ci na każdej z Twoich dróg!

Postawione przez Ciebie zapytanie o to, czy Twój związek z członkiem kongregacji świadków Jehowy ma szansę przetrwać próbę czasu i znaleźć akceptację w Waszym środowisku, to problem nurtujący wielu młodych ludzi. Aby udzielić odpowiedzi na tak postawione pytanie należy najpierw usystematyzować kilka faktów, co do których nauczanie Kościołów, Zborów, Synagog czy Meczetów zawiera wyraźne luki i niedopowiedzenia.

Po pierwsze, zachodzi poważna różnica pomiędzy religią, a wiarą. Religia, z łacińskiego spoiwo, więź, oznacza jedynie wspólnotę ludzką, która spotyka się, wiedziona pragnieniem poszukiwania B-ga* i spotkaniem świętości czyli uświęcania się w Jego obecności. Wspólnota religijna zatem to jedynie środowisko, w którym poszukujący Drogi do B-ga przyjmuje obyczaje, poglądy, praktyki i duchowość wspólnoty, nie zdając sobie sprawy ani z ich pochodzenia, ani nie zadając pytań o ich celowość. Każda wspólnota wierzy, niezależnie od stopnia zgodności z nauczaniem Mesjasza, żydowskich proroków i apostołów, że obowiązujący w niej system wierzeń i rytuałów prowadzi wyznawców do świętości i do kontaktu z B-giem.

Tymczasem wiara to stan zaufania do B-ga, kształtujący się stopniowo, bez względu na okoliczności. To zanurzenie duchowej istoty człowieka w Jego Duchu. To stan powierzenia Jemu całości swoich spraw. To wewnętrzna przemiana, do której dochodzi się poprzez ogień doświadczeń, podejmując decyzje i ucząc się ponosić ich konsekwencje, w codziennym doświadczaniu Jego Obecności, pośród życiowych zawirowań i splotu wydarzeń pozornie ze sobą niepowiązanych, wśród których osoby pozbawione duchowego "wzroku" nie są w stanie zobaczyć żadnego logicznego ciągu. To stan, który pojawia się i doskonali w niekończącym się dialogu pomiędzy człowiekiem, a Bogiem. W dialogu tym nie ważne jest ani nauczanie Kościoła, do którego się przynależy, ani jego dogmaty wiary, ani rytualne praktyki. Liczy się wyłącznie gotowość człowieka do podjęcia dialogu w duchu i w prawdzie (Ewangelia Jana 4, 24) i do przyobleczenia się w Ducha Mesjasza (List Pawła 8, 1-17). Wiara to nieustanne badanie własnego wnętrza, badanie czystości przede wszystkim własnego serca. To uważne wsłuchiwanie się w głos sumienia, nieustanne przeglądanie się w lustrze prawa Bożej moralności, przy blasku światłości B-ga, który jest ogniem trawiącym (V Księga Mojżeszowa 4, 24). Gdy B-g dotyka człowieka, chociaż nie zawsze tak musi być, często bywa bolesne i dramatyczne, ale z perspektywy czasu okazuje się niezwykle przydatne dla duchowej przemiany człowieka. Bo Ten, który powiedział ja ranię, powiedział także ja leczę (V Księga Mojżeszowa 32, 39).

Po drugie, chrystianizm i chrześcijaństwo to nie są pojęcia równoważne. Chrystianizm nie jest bowiem systemem dogmatów, sprowadzających wiarę do zbioru nakazów i zakazów, cnót i grzechów, nagród i kar. Chrystianizm jest konsekwentnie monoteistyczny. Chrystianizm to niedogmatyczny rodzaj nauki moralnej wypływającej z uniwersalnego przesłania Tory, proroków oraz Kazania na Górze wygłoszonego przez Jezusa, Mesjasza Domu Izraela. Nauka ta posiada cudowną zdolność wyzwalania w człowieku twórczej energii i pozytywnych działań na rzecz wspólnoty, czego najpiękniejsze przykłady odnajdujemy między innymi w działalności i postawach braci polskich w XVI i XVII wieku. Pamiętajmy wszak, że moralność, według Arystotelesa, to nauka o osiąganiu szczęścia w odnajdywaniu porządku i nieprzypadkowości w otaczającym Wszechświecie. To nieustanne poszukiwanie prawdy o sobie samym, przede wszystkim na dnie własnej duszy, wśród własnych myśli, które są źródłem wszelkiego dobra i zła manifestującego się w ludzkich czynach. Wiara chrystiańska i moralność to wreszcie zaprzeczenie chaosu tak w życiu wewnętrznym człowieka, jak i w życiu społecznym we wszystkich jego aspektach: politycznym, ekonomicznym, kulturowym, czy religijnym. Chrześcijaństwo zaś to znacznie późniejsza religia trynitarna, o silnych powiązaniach z cesarską władzą państwową, powstała dopiero po soborze w Nicei w roku 325. Na soborze tym przyjęto Credo nicejskie, będące do dziś wyznaniem wiary Kościoła rzymskokatolickiego. W Credo tym w ostatnim zdaniu, dziś już publicznie nie wypowiadanym, wykluczono jednocześnie ze społeczności Kościoła rzymskiego wszystkich wierzących inaczej, w tym arian, i konsekwentnie, świadków Jehowy. Na długie stulecia katolicki dogmat o Trójcy Św. stał się kryterium wartościującym ludzi, za co wielu zapłaciło życiem. Mimo to dogmat ten nadal stanowi kryterium wartościujące, którym hierarchii Twego Kościoła chętnie się posługuje. Z całą pewnością, jeżeli udasz się po po radę do hierarchów swego Kościoła, zastosują swoje kryterium, aby skutecznie zniechęcić Ciebie do trwałego związku ze świadkiem Jehowy, Twoim inaczej myślącym bratem w Mesjaszu, tak samo jak Ty wykupionym Jego krwią.

Po trzecie, wspólnota rzymskokatolicka i organizacja świadków Jehowy znajdują się w stanie ostrej wojny ideologicznej. Jej ślady obserwować możemy w oficjalnych publikacjach obu wspólnot. Nie przebierając w epitetach, hierarchie obu wspólnot usiłują się wzajemnie przedstawiać w bardzo negatywnym świetle, odmawiając sobie wzajemnie cech właściwych dzieciom Bożym oraz prawa do posiadania własnych racji i argumentów. Tymczasem członkowie tych wspólnot, czego najlepszym przykładem sami jesteście w najlepsze się przyjaźnią i jakoś tam znajdują sposoby na porozumienie się. Nie ma jednak szans na porozumienie pomiędzy wspólnotami jako takimi ponieważ stanowią one dwa nieprzecinające się wszechświaty! Największym błędem, który na tym etapie w swej naiwnej szczerości możecie popełnić, to podjąć próbę pogodzenia wody z ogniem! Zapewniam, że to się na pewno nie uda ponieważ w tych wspólnotach są ekstremiści nastawieni wyłącznie na wyniszczającą walkę ideologiczną, a nie na pokój. Jeżeli zaś zdecydujesz się zostać członkiem Organizacji przyszłego męża, albo on stanie się katolikiem, to będzie się to wiązało nieodłącznie z gwałtem zadanym własnemu sumieniu. Jeżeli zaś zdecydujecie się pozostać w związku małżeńskim i w swoich dotychczasowych wspólnotach, wówczas Wasze małżeństwo nie będzie jednak miało pełnej jedności, a o tych samych sprawach będziecie mówić odrębnymi językami i może się zdarzyć, że mur nieporozumień zacznie narastać (na przykład, Twoja modlitwa w szczerych intencjach przed "świętym" obrazem będzie dla przyszłego męża szczytem bałwochwalstwa i duchową prowokacją, a dla Ciebie jego biblijne analizy stanowić będą przykład beznadziejnego fundamentalizmu).

Czy jest zatem wyjście z tego kręgu obłędu, nieufności, oszczerstw i wzajemnej nienawiści, w które popadło tak wielu ludzi?

Jak powiedział swego czasu pastor William Sloan Coffin: "da się zbudować społeczność czyli wspólnotę z poszukiwaczy prawdy, ale nie da się tego uczynić z posiadaczy prawdy (jedynej, absolutnej)". Jakie ma to przełożenie na Twoja osobistą sytuację?

Powinnaś przede wszystkim zadać sobie pytanie, czym jest dla Ciebie Twoja wspólnota rzymskokatolicka? I czy Ty sama jesteś w niej aktywnym poszukiwaczem prawdy, czy też uważasz, że już jej szukać nie musisz poza tą wspólnotą ponieważ żaden nie-katolik nie jest w stanie niczego dodać do tego wszystkiego, co już Ci powiedziano we wspólnocie rzymskiej?

Jeżeli masz odwagę poszukiwania prawdy, i jeżeli ma ją również Twój wybranek, to jest szansa, że własnymi siłami i z Bożą pomocą, zdołacie stworzyć taką maleńką wspólnotę domową, jaką udało się stworzyć najpierw mnie i mojej żonie, a następnie poszerzyć ją o krąg ludzi chrystiańskiej wiary. Gdy B-g dotyka człowieka, wszystkie dotychczasowe obrzędy i wyobrażenia przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. W blasku jego chwały wypalają się wszelkie ludzkie wyobrażenia o Nim. On ma prowadzić Was przez życie, a nie autorytet księdza czy pastora. Zawodowy duchowny, reprezentant dowolnej wspólnoty zawsze Ci powie: chodź do nas, będzie nam razem dobrze, będziemy śpiewać pieśni, recytować wiersze, spotykać się na klubowych zebraniach dyskusyjnych, jeździć na obozy w góry, brać udział w pielgrzymkach, podejmować działalność prospołeczną, itd. Ale Mesjasz mówi inaczej i w innym wymiarze: chodź ze mną, a ja zapieczętuje Ciebie Duchem Bożym, abyś zdołała udźwignąć ciężar doświadczeń i cierpienia, które, może nie natychmiast, ale na pewno zwalą się na twoja biedną głowę, a wszystko po to, abyś przyoblekła się w Mesjasza, przejęła Jego charakter, uwolniła się od zła, a wreszcie dostąpiła adopcji Bożej i stała się córką B-ga (List do Hebrajczyków 2, 10-11).

Na tym etapie powinnaś upewnić się, czy Twoja miłość do owego młodego człowieka, o której piszesz, to najprawdziwszy dar Ducha Bożego, czy też tylko jej patologiczna, dość niebezpieczna odmiana, pełna pożądliwości oczu, przyciągania ciał i pychy życia, przed którą przestrzega brat nasz, Jan w swoim I Liście 2, 16-17? Gdy już uzyskasz pewność, że to najprawdziwszy dar Bożego Ducha, którego odtrącać nie wolno, co łatwo rozpoznać, kierując się wskazówkami pozostawionymi nam przez brata naszego, Pawła (I List Pawła do Koryntian 13, 4-8): "miłość jest cierpliwa, dobrotliwa, nie zazdrości, nie jest chełpliwa, nie nadyma się, nie postępuje nieprzystojnie, nie szuka swego, nie unosi się, nie myśli nic złego, nie raduje się z niesprawiedliwości, ale raduje się z prawdy, wszystko zakrywa, wszystkiemu wierzy, wszystkiego się spodziewa, wszystko znosi, miłość nigdy nie ustaje..." Twoje ewentualne małżeństwo, a następnie rodzina maja szansę na uzyskanie stabilności i utrzymanie się na powierzchni wbrew naciskom członków Waszych dotychczasowych wspólnot, które, nie z własnej woli, będziecie zmuszeni opuścić.

Gdziekolwiek jednak się udacie z Waszą maleńką chrystiańską wspólnotą, bądźcie pewni, że przed Wami już inni przetarli szlak - ci których B-g niespodziewanie obdarzył najprawdziwszą miłością w poprzek denominacyjnej etykietki, ku zgrozie hierarchii i sąsiadów (B-g jest największym humorystą i B-giem paradoksów). A w trudnych chwilach (bo Haszem nikomu nie obiecywał, że będzie łatwo) przypomnijcie sobie słowa Psalmu 23: "... chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną."

A na wesele nie zapomnijcie zaprosić, abym szczerze mógł nacieszyć się Waszym zwycięstwem nad obłudą, hipokryzją, nietolerancją i ludzką głupotą, która nie jest w stanie rozpoznać godziny swego nawiedzenia!

Wilhelm Niemann


P.S. B-g używa języka dialogu, znaków i cudów. Jest B-giem Ukrywającym się (Księga Izajasza 45, 15 ), a czyni to celowo, abyśmy my, Jego dzieci, wytężali duchowy wzrok, starając się dostrzec Jego Obecność w pozornie zwykłych, przypadkowych zdarzeniach (dla uświadomienia tego faktu słowo B-g piszę z kreseczką w środku).


©Bracia Polscy
http://bracia.racjonalista.pl

początek strony | strona główna | odkrycie i opisanie | historia | galeria
wizyt:
14.03.2004r.