Wiem już, wiem, co mi rzeczesz: Nie traw czasu marnie
Ani łam głowy, pełne tego są drukarnie;
Nie kupi nikt, nie czyta, choć będą najtańsze,
Leżą molom opasem. Gdyby to rochmańsze
Bajki owe, co na świat wychodzą z Paryża,
Rychlej byś czytelnika znalazł niż do Krzyża;
Spowszedniał już i dosyć ludziom do zbawienia
Samego nań w kościele oczyma patrzenia.
Nowiny zawsze woli człowiecza natura,
Powszednie rzeczy gardzi, stare już potura.
Taki jest smak na wiosnę; by najwięcej waży,
Jeśli się czego gębie swowolnej zabaży,
I dla onej pokrzywki, co się zazieleni,
Albo marnego raczka, odstąpi pieczeni,
Chociaż drugi przypłaca apetytu zdrowiem.
Taki jest zapach wonny, za fijołek bowiem
Dałby drugi wielką rzecz; kędyż się nie włoczy
Człowiek po świecie, żeby tylko napasł oczy.
Niedawnoś płacił sukno po złotych dwudziestu;
Spytajże dziś: mało co droższe od breklestu.
Cóż o łakomych uszach rozumieć? Ja kładę,
Że tu mają największą przed zmysłami wadę;
Stąd poszły, stąd gazety, i lądem, i flotą,
Uszy cieszą, choć czasem i leda co plotą.
Gdyby miał kaznodzieja powtórzyć kazanie,
Nie poszedłby galantom do kościoła na nie.
Nowiny nam smakują, tym dajemy ucha,
Nie myślimy, że co dzień Bóg pacierza słucha,
Kędy o jedno wszytko i jednymi słowy
Prosimy (gdyby nam tak: importun gotowy!).
Póki była u ludzi śmierć Pańska nowiną,
Poty bogobojnością, poty cnotą słyną
(Co świętych w pierworodnym liczono kościele!
Dziś nie masz i jednego, cnotliwych niewiele);
Skoro przez lat półtora tysiąca spowszednie,
Nastąpiły bajeczki, historyjki, brednie,
Lada babskie komenty - lecz że rzeczy nowe,
Musiały im dać miejsce zbawienne i zdrowe.
Jednak ja na to wszytko oczy swoje mrużę:
Nie będęli mógł ludziom, Bogu się przysłużę.
Dobrze trafię, dobrze się z moim zejdę cylem,
Kiedy śmierć Jezusowe, jakim mogę stylem,
Ku wieczystej boskiego chwale majestatu,
Prostym wierszem polskiemu prezentuję światu.
Stareć piszę nowiny; co gorsza, że na zły
Czas wieku tego: gdzież by lektora nalazły?
Bo gdyby im kalendarz na myśl nie przywodził
Co rok, zapomnieliby, że się Chrystus rodził;
Że umarł za ich grzechy, i toć ludzie wiedzą.
Cóż dalej? Chwała Bogu żyją, piją, jedzą.
Tymże grzeszą bezpieczniej, że już za ich złości
Dość ojcowskiej uczynił Syn sprawiedliwości.
Ale znowu nie stare; cóż za ludzkie lata:
Już ich ci nie słuchają, którzy zeszli z świata.
Odtąd rachuj, jakoś wszedł do rozumu, człecze:
Ledwie się pięćdziesiąt lat rzeczom tym przewlecze,
Jakoś je słyszał, dziadu; a jeśli masz syny,
Daleko im mniej - cóż to za stare nowiny!
Wtenczas gdy ludzie dłużej, niż my żyjem, rosną,
Przed potopem, bywała nasza zima wiosną,
Nasza starość dzieciństwem: wżdyć póki nie minie
Wiosna, miewają wszyscy ludzie smak w nowinie.
Nową niosę Pańskiego jagodę wam ciała,
Która słońcem miłości na krzyżu dojżrała:
Pełen owoc rozkoszy przy szczyrej pokucie
I lekarstwo na wieczne Adamowe strucie.
Wam je niosę, prawdziwi katolicy (gdyżem
Widział, którzy dla kształtu żegnali się krzyżem),
Wszytkim smutnym pociechę i w żalach podporę,
Której sam w sobie z Pańskiej śmierci miarę biorę,
Osierocony ociec z dwojga wdzięcznych dzieci;
Bo on dlatego umarł, dlatego w dzień trzeci
Gwałci grób zmartwychwstawszy, śmierci kosę łomie,
I nie oparł aż w samej piekielnej się bromie,
" Żeby nam ani szatan, zguby naszej pilny,
Ani śmierć, ani piekło, ani świat był silny.
Lecz że tak święta, wielka i trudna robota
Ani jest mojej ręki, ani mózgu z błota,
O Jezu, którego ran niezbrodzona głębia,
Racz mi pióra z onego, użyczyć gołębia,
Który się, co widziała niezliczona rzesza,
Nad twoją boską głową przy Jordanie wiesza;
A co ręka na papier inkaustem kryśli,
Drukuj krwią swą na sercu i na mojej myśli.
(11)
Nowy jarmark i dotąd jeszcze nie słychany
W starym się Jeruzalem począł: sług na pany.
Dotąd swe niewolniki, swe panowie sługi
Przedawali (czegóż czas nie wywróci długi?);
Dziś, przed Wielką Niedzielą (rozumiej o średzie),
Sługa z panem, z mistrzem swym uczeń na targ jedzie.
Judasz przedał Jezusa, a co gorsza z wiela,
Człowiek Boga, stworzenie marne Stworzyciela.
Kogóż, proszę, tak drogi towar nie spanoszy?
Pytam: za co go przedał? Za trzydzieści groszy.
(14)
Przebóg, w cóż człeka żądza przeklęta nie musi!
Nie pragnie tego oślep, czego nie ukusi;
Ale skoro skosztuje, tak się chciwie chwyci,
Że i dusze odżali, a ciało nasyci.
Czemużeś wżdy przy targu nie wymówił złota?
Mogła cię takaż lepszą monetą dojść kwota.
Nie chce złoto być ceną swego Stworzyciela,
Które że smutne serca zwykle rozwesela,
Wiedziało, że przyjdzie targ Judaszowi zrucić,
Przyjdzie po tym weselu prędko się zasmucić.
(18)
O duchowne rabinom chodziło dochody,
Bo, niż kościół, kościelne rzeczy kładą wprzódy:
Żeby stoły i ławy, i listwy ocalić,
Grunt, na którym cały dom zawisnął, obalić.
Cóż, kiedy im niedzielna pompa w oczach stanie,
Jakie do Jeruzalem jego przyjechanie,
Jako szaty pod nogi pospólstwo mu ściele,
Śpiewają małe dziatki; kwiatki, drudzy ziele
Sypą przedeń; a skoro o tym poczną radzić,
Inaczej nie, tylko go rychło z świata zgładzić.
(19)
Tedy za obwieszczeniem w dom arcybiskupi
Wszytko się izraelskie duchowieństwo kupi.
Wnet zgoda na tym stanie, żeby Pana zabić,
Nie chcąli od kościoła pospólstwa odwabić;
Ale kiedy i jako, uważywszy z gruntu.
Porwać go niebezpieczne dla miejskiego buntu:
Święta wielkie za pasem, kiedy, wedle skryptu
Mojżeszowego, wyścia pamiątkę z Egiptu
W wielkonocnym baranku ich zakon obchodzi;
Imać się, a cóż gubić nikogo nie godzi.
(21)
A w tym diabeł w Judasza, Judasz w one schadzkę.
Zlękną się Żydzi, bo im chodzi o zasadzkę:
Znają go przy Jezusie, wiedzą, że kolega
Apostolski; że mają między sobą szpiega.
Ale ten, zdarszy czoło niewstydliwe Żydom:
"Co mi chcecie dać? - rzecze - a ja wam go wydam."
Słuchają z podziwieniem, wątpią drudzy: gdzie się
Kupiec wziął przez jarmarku, a prawie na częste?
Toż skoro małą cenę powie przed biskupem,
Do słowa targ o Pana stanął, i z litkupem.
(24)
Stąd Judasz szedł do Pana, jak się wyżej rzekło;
Żydostwo się po swoich mieszkaniach rozwlekło,
Czekając, upatrzywszy rychło ten pogodę,
Da im znać o Jezusie. To było we środę.
[........... .......]
(31)
Tedy z dwunastą swoich apostołów śledzie.
Na takie bezpieczeństwo Judasz się zdobędzie,
Ze też siadł między nimi, zdrajca Pański, społem,
Stokroć godniejszy ze psy gryźć kości pod stołem.
Jedzą wszyscy; ten zdrajca, wspominając wyście
Z egipskiej nędze, w większą lezie oczywiście.
[............. . . . . .]
(53)
Jeszcze stała wieczerza, jeszcze wszyscy siedzą
U stołu; sam wstał Jezus, lecz po co, nie wiedzą.
Toż przepasawszy białą święte biodry ścierką,
Z wielką wzgardą i z wielką swoją poniewierką,
Nieba, ziemię i wszytkie w ręku swych narody
Miawszy od Ojca, nalał na miednicę wody
I złożywszy do ziemie one członki czyste,
Umywa uczniom nogi. Cóż czynisz, o Chryste?
Cóż cię do tak wzgardzonej usługi i podłej
A prawie niewolniczej za względy przywiodły?
(54)
Oni się niech przed tobą do ziemie uniżą,
Niech łzami kropią, niechaj stopy twoje liżą,
Które wczora (na czym się zgorszył Judasz hardy)
Zlała Maryja drogiej maścią szpikanardy.
Niebo, natura, tego wstydzą się anieli,
Co im na myśl nie padło, czego nie widzieli.
O przedziwna miłości! o wielka pokoro
Boska przeciw lichemu stworzeniu! Więc skoro
Do Piotra dla mycia nóg jego przyjdzie z brudu,
Nie może tak strasznego znieść na sobie cudu.
(56)
Grzeczniejszym się tu Judasz niżeli Piotr stawi,
Nie wzdryga ani długo dyskursami bawi,
Bez wszelkich ceremonij z wczorajszego chodu
Kładzie obie w miednicę nodze, aż do spodu.
Wżdyś go już Żydom, człecze, zaprzedał, przeklęty,
Nie masz prawa do niego! dlaczegoż mu pięty
Ścierwu swego myć dajesz, który w krótkim czasie
Albo ptaki, lub zwierzów drapieżnych napasie?
Ziemię lizać, po której Pan nasz chodził co dzień,
Nie nogi do umycia kłaść, czegoś niegodzien!
(60)
Co masz czynić, Judaszu, czyńże już co prędzej,
Bo się nazad Żydowie upomnią pieniędzy.
Idź, kędy masz iść, droga czeka cię otwarta,
Masz kałauza: lepszy być nie może nad czarta.
Nogiś umył, na gałąź więc by się nie bawić;
Wziąłeś na strawę chleb, lecz waruj się udawić.
To po kacie, i wszędy ganią taką sprawę:
Do piekła idziesz, wziąwszy do nieba na strawę.
Albo się nawróć; trudno, kogo czart zatwardzi,
Kto mu się da na powód, choćby chciał najbardziej.
(61)
Skoro go Pan kawałkiem chleba inszym wydał
Omoczonym w przystawce, nie rzkąc się nie wstydał,
Ale jeszcze uraził; posępiwszy skronie
Łbem kiwnie i od stołu jako upłoch wionie.
A dokądże, Judaszu? wżdyć i pies od człeka
Wziąwszy kawałek chleba tak w skok nie ucieka!
Alboś co zjadł w tym chlebie, coc go Pan udzielił
Nad insze apostoły, żeś się tak odstrzelił?
Nie obejżry się nazad; wołaj, nie usłuchnie,
Jeśli ruszywszy sadła pies ucieka z kuchnie.
(73)
Więc po długiej rozmowie, po długiej przestrodze
Chrystus z apostołami swoimi na drodze
Do wioski Getsemani, małej, niepoczesnej,
Idzie na on swój nocleg ostatni, niewczesny.
Ze dżdża idziesz pod rynnę, śmierci szukasz, Panie?
Tu Żydom termin, wiedząc, że cię tu zastanie,
Bywając dawno z tobą, Judasz zdrajca znaczy;
Za morze albo kędy pódź na puszczą raczej.
Sam ci się to wydajesz, łacno każdy widzi;
Czemuż darmo Judasza przepłacali Żydzi?
(74)
Albo się wróć do miasta, w mieście rychlej zdrowie
Ocalić możesz, gdy się przy tobie opowie
Mnóstwo ludzi, którycheś karmił, leczył, wskrzeszał,
Będzie się Annasz, będzie Kaifasz się mieszał.
Niedawno cię, zepchnąwszy z stolice Heroda,
Królem chciano uczynić; zaprawdę by szkoda
Gardzić ludzkim faworem, kupują to drogo
Inszy: dziś by cię mieli dać zabijać srogo?
A jeśliby też Judasz zdrajca chciał być śmiały,
Nabrałby się z swoimi strachu pryncypały.
(366)
Porwą drabi Jezusa jako wilcy wściekli,
A skoro z niego one purpurę zewlekli,
Włożyli mu na ciało jego własne szaty;
Tym li spaść sukcesyją przystało na kąty.
Przez bólu tam i przez krwie nie mogło być kupy,
Kiedy przyszło już zaschłe krwią oddzierać strupy.
A cóż mówią po głowie zawiedzione głogi,
Jeśli się ich kto dotknął? mękę i ból srogi.
Nie wątpię, że mu znowu też koronę wtłoczą,
Kiedy szaty zdejmują i znowu obtoczą.
(367)
Kto widział przed kilką dni w Jeruzalem Pana,
Kiedy wjeżdżał z wesołym okrzykiem Hosana,
Gdy mu Żydzi po drodze swe szaty i palmy
Ścieląc głośno śpiewali tryumfalne psalmy,
A teraz go pod krzyżem zwleczonego z szaty
I ledwie odzianego, więc na głowie kwiaty
Ostrego ciernia tudzież jego rany widzi,
Jeden się go użali, drugi się nim brzydzi.
I kiedyby nie suknia, tak zbity, tak splwany
Przeszedłby całe miasto zgoła nie poznany.
(369)
Tedy srogie krzyżowe włożywszy nań tramy,
Wleką ledwo żywego Jezusa do bramy.
[.................. .1
(370)
[. ................. .]
Idzie z miasta wlokąc krzyż, a po żywym mięsie
Z burku na burk spadając, drzewo mu się trzęsie.
Często na twarz upada, krew mieszając z potem,
Idzie, więcej niżeli suchą drogą, błotem;
Raz się nim po pas maże, drugi w wodzie macza,
Za szyję na powrozie wisząc u siepacza.
(375)
Kiedy Chrystus upada pod tak straszną kłodą,
Bojąc się Żydzi, że go na plac nie dowiodą.
Przymuszają potkawszy z Cyreny Szymona,
Że ją z niego na swoje przełożył ramiona.
[. ................. .l
(383)
Zbywszy Pan z karku krzyża, nazad się obróci,
Aż za nim kupa niewiast kwili, płacze, nuci
(Bo uczniowie chudzięta gdzieś w kącie na strychu,
Czy w kupie, czy osobno, płakali po cichu;
Niewiastom, które płaczą z natury ustawnie,
Jako płci niedołężnej, uszło płakać jawnie),
I rzecze im: "Nie płaczcie!" - chociaż było czego,
Kiedy widziały Pana cale niewinnego
Na haniebną śmierć idąc w tak żałosnej dobie:
Kamienie by nosiły, a nie serca w sobie.
(389)
Więc że najgorsze rzeczy kompanija słodzi,
I w tym złość Jezusowi żydowska dogodzi
(Czy to prawda, czyli też przypowieść, że gdziesi
Ktoś się dla kompanijej z towarzystwem wiesi):
Dwu łotrów licowanych, dwu jawnych złoczyńców
Z rozboju palestyńskich złapawszy gościńców,
Którzy nieraz katowskie wytrzymali kluby,
Dadzą mu w kompanija do ostatniej zguby;
A jeszcze czym go śmierci winniejszym szkaradzą,
Kiedy go między nimi we środku prowadzą.
(400)
[ ............. .....]
W tym oprawcy do swojej roboty się mają:
Naprzód mu pełen kielich napoju podają;
Zwyczaj ten wniósł Salamon, żeby poić winem
Człeka, co katowskich mąk umiera terminem.
(401)
I przyniosły go z sobą pobożne matrony,
Ale jak się dostało między kąty ony,
Wypili i nalawszy octu z żółcią strychem,
Tym Jezusa hultaje częstują kielichem.
Chciał się napić, gwałtowną zmordowany szarga;
Aż język drutem stanie ścierpnąwszy i z wargą.
Odda nazad, jakby rzekł: Dzisia wasze żniwo,
Lecz wkrótce wypijecie swego waru piwo.
Będziecie i wy kiedyś, niebożęta, czymem
Ja dzisia, gdy was gorszym napoją ipsymem.
(402)
Tu bywajcie pijacy, którym świat daleki
Wina zwozi, rywuły, małmazyje, sęki,
A wy, krew wyciskając z poddanych ubogich,
Nie wzdrygacie się trunków kupować tak drogich;
Kufy z siebie i piwne robicie achtele,
Cały dzień z nocą lejąc w bezdenne gardziele.
Jezus dziś za rozpusty i za wasze zbytki
Pije na pół z bydlęcą żółcią ocet brzydki,
Żebyście wy nie pili w piekle wrzącej mazi.
Kogóż, przebóg, od kufla i to nie odrazi!
(405)
Toż nań znowu jako psi rzucą ręce wściekłe,
Odzierając trzeci raz członki krwią ociekłe,
Które w nim przez okrutne porąbali plagi,
Z jego własnej sukienki, że jak palec nagi
Stał w oczach nieprzyjaciół swoich w onym placu,
Stał na wietrze przejętym (na cóż by w pałacu
Annaszowym kładziono ogień?), a gdzie spada
Krew z ciała jego, zaraz koralem się zsiada.
Z morza koral pochodzi, Jezus się krwią pieni;
Morze miłości dla nas ten koral rumieni.
(406)
Zrucajcież aksamity, sobole i rysie
Z pysznych grzbietów, zrucajcie altembas, którzy się
Nie zimnu ani kwoli ciał swoich sromocie,
Lecz dla zbytków nosicie w drogokupnym złocie.
Wstydzą się głupi ludzie baraniego runa,
Chociaż drugiemu ani stan, ani fortuna,
Ani jego na świecie obeście pozwoli:
Choć z inszej strony niewczas, pnie się do soboli.
Nie lepiejż by Chrystusa, który stoi nagi,
Odziać, zewlekszy z jego ubogich biesagi?
(407)
Rznijcie ogony, panie, które dziś daleką
Kurzawą się za wami na trzy łokcie wleką,
Krusząc po ziemi forbot zapłacony drogo
Z grzechem i z wielką szkodą! O, jakże by błogo
Uczyniła, bezbożne porzuciwszy zbytki,
Gdzie by ledwie nie z każdej suknia była nitki
Ubogiemu sierocie! Co byś dała za nie,
Wyszedszy nago z grobu w ono zmartwychwstanie!
Dość spódnicę do ziemie, a co się okroi,
Odziewajcie ubogich. Chrystus nago stoi.
(409)
On pierwszy Adam w raju, nim zgrzeszył, nago żył;
Nago w raj idzie wtóry, nasz go grzech zubożył.
Tamten z rozkoszy, a ten z biedy idzie nagi,
Nasz grzech do tak sromotnej wiedzie go zniewagi.
Owszem, opak: bo pierwszy miał śliczną na biodrze
Niewinności sukienkę, z której gdy go odrze
Czart, dał mu Bóg baranią, w niej ci, ach, niestety,
Tułaliśmy się, biedne jego dzieci, poty,
Póki za niewinności szatę Adam wtóry
Znowu dzisia baraniej nie odmienił skóry.
(413)
Dopieroż on wielki krzyż podniósszy ku górze
Stawią na kalwaryjskiej w twardej skały dziurze.
Tuć się iści, co stara przypowieść powiada:
Kto pod kim dołek kopie, zawsze sam weń wpada.
Zwiódł szatan Ewę, że on owoc w raju zjadła,
Przeto i nas wprawiła, i sama w dół wpadła;
Wpadła w grób, ledwie jabłka dla łakomstwa liźnie,
Śmierć zostawiwszy swemu potomstwu w puściźnie.
Wybrał nam szatan dołek, w któryśmy aż poty
Żerem sprośnej gadzinie lecieli, niestety.
(414)
Wpadł też sam dziś weń z swoją presumpcyją hardą,
Wpadł w dół, który krzyżowi Pańskiemu oszkardą
Uporu żydowskiego, właśnie jak dla siebie,
Żeby nas dobył, sam wpadł, chytry szatan grzebie:
Tac jest do bezdennego piekła forta, którą
I on, i jego słudzy jedną zajdą fora.
Ludziom ci dosyć w ziemię grobu na trzy sztychy,
Ile zaległ Chrystusów krzyż; jemu dla pychy
Głębszych trzeba daleko, niźli nasze doły -
Piekła, gdzie by się z swymi zmieścić mógł anioły.
(419)
Wiosna się po zimowym zaczynała chłodzie,
Gdy słońce Ryby z lutym zostawiwszy w wodzie,
Postąpiło w Barana: dzień się równa z nocą,
Dniowi przybywa, nocy godziny się krocą.
Giną śniegi, ciepły deszcz płodną ziemię moczy,
Którą gdy z wierzchu słońce grzeje, nie z uboczy,
Jako się w listopadzie zwykło dziać i w grudniu,
Wszelkiego ciała cienie giną o południu.
Miła wiosna nastała, której ta jest władza,
Że się w nie wszytkich rzeczy natura odmładza.
(420)
Sieją uprawne role, sady. ludzie szczepią;
Parzą się zwierzę w boru, płacy gniazda lepią;
Trawa roście po górach, łąki ślicznie kwitną,
Kędy barwą purpurę przetyka błękitną
Wdzięczna Flora, stosując do kolorów woni.
Zbiegło wszytko, cokolwiek zimie od nas stroni;
Ozwie się, co milczało przez te wszytkie czasy:
Nieme drzewa i ledwie nie przemówią lasy,
Żaby całą noc, ptacy od świtu do mroku
Pierwsze świata początki w tym witają roku.
(432)
Skoro on straszny slostram wszytkim na widoku
W wykowanym oszkardą postawili toku,
Toż kat na jednej z tyłu stanąwszy drabinie
Ciągnie Pana po drugiej za szyję na linie;
Aż skoro staną w mierze, wprzód lewą, a potem
Prawą rękę okrutnym przebija mu grotem.
Ale że na piądź dalej była dziura w drzewie,
Bez litości, bo w srogim naciąga ją gniewie,
Póki przeklęty człowiek nie przywiedzie do niej:
Krew pluszczy, rwą się żyły, szerzy rana w dłoni.
(433)
Umknąwszy potem szczebla, na którym Pan stoi,
Wyciąga srodze na dół wedle woli swojej,
Że wszytkie stawy w ciele wystąpiły z grani.
Któż to pijanym, któż to wściekłym katom zgani?
Owszem, wiedząc, że się tym Żydostwu przymilą,
Tym się bardziej sforcują, tym się więcej silą.
Toż obiedwie straszliwym jednym goździem nodze
Aż przez pięty do krzyża przybijają srodze.
O wszechnajświętsze gożdzie! złocić by was trzeba,
Kiedyście się nam stały kluczami do nieba.
(434)
Widzicież, chrześcijanie? O hańbo! o wstydzie!
Jezus, hetmań nasz, król nasz, po drabinie idzie.
Więc co żywo do szturmów miej się i do drabin,
Niechaj nam tu żydowski nie urąga rabin,
Niechaj nas chlebowego żołnierzmi werbunku
Nie zową, mówimyć my siłę o rynsztunku,
Mówimy i o wojnie, ale mało na tem:
Rzeczą się samą trzeba pokazać żołdatem.
Pan idzie na drabinę, bierze niebo szturmem.
A czemuż wszyscy za nim nie idziemy hurmem?
(447)
Więc skoro Żydzi Pana na krzyżu osadzą,
Krzyżują z nim dwu zbójców: jednemu z nich dadzą
Z prawej, a zaś drugiemu miejsce z ręki lewej,
Że we środku między ich Jezus wisiał drzewy,
Żeby jak perła, która w czarnych bielsza szmelcach,
Zdał się Pan niewinniejszy przy owych wisielcach.
Wszak cię też niecnotliwe macały języki,
Żeś na świecie częstokroć przestawał z grzesznik!;
Co wiedzieć, jeśli i z tych już zginionych marnie
Nie zawołasz którego do swojej owczarnie.
(448)
Atoli przecie Piłat, tuż nad Pańską głową,
Pisze grecką, hebrejską i łacińską mową:
Jezus Nazarański, król żydowski, na drzewie
Zawieszony; niech czyta, jeżeli kto nie wie.
Co żywo tedy, chodząc na górę Golgotę,
Że blisko miasta, owe czytali ramotę.
Nie w smak to biskupowi, dlatego wyprawił
Prosząc, żeby tytułu starosta poprawił,
Żeby w swoim napisie to słowo odmienił:
Nie: był królem żydowskim, ale się być mienił.
(449)
Już też więcej nie słucha Piłat i tak wskaże,
Że co pisał, to pisał, ani tego zmazę.
Myślił sobie, a nuż się cesarz dowie o tem,
Że niewinnego stracił, byłby za kłopotem.
A przeto, że się myśli tym pretekstem złożyć,
Zdało mu się ten tytuł na krzyżu położyć.
[........... .......]
(451)
Potem szubrastwo ono, wziąwszy jego szaty,
Chcieli rzezać na cztery między sobą płaty;
Aż gdy jeden, że tkana, nie szyta, postrzeże:
"Każdy głupi, kto taką suknią - prawi - rzężę.
Puśćmy na zdanie, komu dostać się ma, losów."
Tym kształtem się jednemu dostała z profosów
I w oczach Pańskich jego grzbiet odzieje łupem.
Matka stoi z Nijobą skamieniałym słupem:
To się jej sercu dzieje, co szacie być miało,
Kiedy się ciężkim żalem na sztuki pukało.
(452)
"Tedy w niej będzie hycel psy wtoczył po rynku,
Po wszetecznych zantuzach chodził i po szynku?
Na te poszła puścizna mego Syna ciury?
Czemuż nie z apostołów albo uczniów który
(O Dziecię na tym świecie utrapionej Matki!),
Ale bierze po tobie miejski siepacz spadki!"
[......... .........]
(456)
Gdy tak wisiał przy drodze Pan, nie tylko z suknie,
Ale z skóry odarty, każdy go ofuknie
Z mijających, każdy się językiem nań sroży:
"Anoż teraz ten, który burzy kościół boży
I znowu go we trzech dniach, tak jako był, stawia!
Czemuż się dzisia z swoją mocą nie objawia?
Jeśliś Syn Boży, łacno możesz sobie radzić,
Możesz się z tego krzyża na ziemię sprowadzić.
Łacniej było, niebożę, dokazować sztuki
Językiem, wodząc głupie w pospólstwie nieuki.
(460)
Jeśli z krzyża na ziemię zstąpi, zaraz naszem
Obiecanym poznamy jego mesyjaszem."
Niecnotliwe potomstwo Chama, a nie Judy!
Czy tylkoż mesyjasza chcecie poznać cudy?
Małożeście ich mieli przez jego wiek cały,
Że wam już równo z chlebem prawie spowszedniały?
Cóż było trudniejszego: czy Łazarza, który
Śmierdział już, w grób włożony, już był oblazł z skóry,
Wskrzesić, czy morze skromić, kazać uschnąć fidze,
Czy samemu zejść z krzyża, ślepi dziwowidze?
(466)
[..................]
Tam biskupi, tam szydzą Annasz z Kaifaszem;
Znajdzie się takich wiele w duchowieństwie naszem,
Znajdzie (bo trudno prawdy nie wyznawać), którzy
Z Chrystusa się niż tamci naśmiewają gorzej,
(467)
Którzy kształt pobożności piastują na sobie;
Rzecz same świat i ciało z serca ich wyskrobie.
Azaż to nie szyderstwo miłosierdzie chwalić,
A brać czynsz i z umarłych? więc na ludzi walić,
Palcem się samym z żadnej nie tknąwszy ich miary,
Niezniesione na duszy i ciele ciężary?
W brzydkim pijaństwie, trzeźwość zalecając komu,
Albo czystość, sam żyjąc w plugastwie bez sromu?
Azaż to nie szyderstwo z ambony zakazać
Grzechu, a samemu się nim zaraz pomazać?
(468)
Azaż ten męki Pańskiej znowu nie powtarza,
Który spyskłane ręce niesie do ołtarza
Krwią, lichwą, nieczystotą? że o brzydkiej pysze
I o srogim łakomstwie więcej nie napiszę.
Znajduje się nie w jednym światowa rozpusta;
Lecz jeśli Chrystusowi zatykali usta,
Kiedy im prawdę mówił, zamilczę ostatka:
Może się taki znaleźć, co też i mnie zatka.
Aleć jest więcej świętych księży i u nas tu.
Wszędy wytchnie jednego szatan ze dwunastu.
(470)
Nie gorzej Tatarowie i dzicy Nahajce
Szydzą z krzyża, jako ci, gdy go na kitajce
Zawsze widząc wyszytym, pod nim na koń wsiada,
Żeby bronił, przy krzyżu kto się opowiada:
Aż skoro ubogiego do naga zewlecze,
Weźmie mu wszytko, co ma; gdy się bić, uciecze.
Niechaj on basem gada, niechaj będzie hoży,
Nie natrze, gdy sumnienie kogo grzechów trwoży.
Nikt w ten regiestr pobożnych żołnierzów nie liczy,
Którzy dla sławy służą, a nie dla zdobyczy.
(490)
"Pragnę!" potem zawołał wielkim Jezus głosem.
A cóż pod tak nieznośnym nie ma pragnąć stosem?
Gdy ze krwią, której koło serca coś niewiele
Zostawa, pozbył wszelkiej wilgotności w ciele.
[..................]
(493)
Ledwie się serce Matce żałosnej nie spuka.
Próżno w strony poziera, próżno wody szuka,
Którą choćby i miała, a któż mu ją poda?
"Oto, mój drogi Synu, łez rzewliwych woda,
Której nalawszy pełną serca mego czaszę,
Pragnienie twych świętych ust smutna matka gaszę."
[........... .......]
(497)
Tu jeden z owych katów, dostawszy gdzieś gębki
(O żałosne z niewinnym Barankiem postępki!),
Octem z żółcią napuści i już to raz drugi
Panu do ust na tyce przytyka ją długiej.
O nieszczęsna poczesna! któż, przebóg, tak pija!
Tylkoć to psu na końcu podawają kija.
Nie chce Pan pić. Cóż ma pić? octy, żółci, smrody?
Z onej ci to, ach, z onej winnice jagody,
Którąć przeniósł z Egiptu: oto na frymarki
Miasto słodkiego trunku przykręć rodzi tarki.
(501)
Chrystus począł kolejną. Chrześcijanie, nuże,
Inaczej trudno, tylko kto może, kto zduże,
Spełnić trzeba koniecznie jakiżkolwiek trunek:
U królewskiego stołu kanarem piołunek.
Spełnić trzeba koniecznie, król nad królmi pije,
Stojąc pije: niech będzie ocet, niech pomyje,
Pije z ręki katowskiej, niech się nikt nie żadzi,
I z trzewika za zdrowie ludzie piją radzi.
Spełnić trzeba: kto się tu na żółć z octem krzywi,
Niechaj się, kiedy wino minie go, nie dziwi.
(503)
Jednym tchem Pan na krzyżu swój kielich wysuszy.
Cóż, kiedy zaraz po nim przyszło wyniść duszy.
Znajdziesz i dziś na świecie tak odważnych wielu,
Którzy dusze swe topią w bezdennym gardzielu,
Których prosto do szklenie, od kufla, od czary
Albo na łóżko, albo prowadzą na mary.
Jedni rozum, a drudzy pospołu z rozumem
I żywot wieczny śmierci zalewają szumem.
Oto i Chrystus, swego dopiwszy kielicha
Za zdrowie tych, którzy go z nim piją, wydycha.
(522)
Więc że się już za późnym dzień krócił wieczorem,
Nim Wielkanoc z sobotnim zaczęli nieszporom,
Proszą Żydzi Piłata, żeby na dni święte
Ciała ukrzyżowanych z drzewa były zdjęte.
A gdy Piłat pozwoli, łotrów naprzód zwlekli,
Połomawszy im nogi, żeby nie uciekli.
Że się już był Pan Jezus z swoją rozstał duszą,
Zostawią go na krzyżu ani mu nóg kruszą,
Tylko łotrom; skąd wszyscy brać przykłady mogą,
Że jeden dziś był w raju, choć z złomaną nogą.
(529)
Tu Józef z Nikodemem, i szedziwym latem,
I swą znaczni powagą, staną przed Piłatem,
O pozwolenie ciała Pańskiego do grobu
Prosząc; i uczynił to starosta dla obu.
Wprzód się jednak, żeby zaś nie pletli Żydowie,
Jeśli prawdziwie umarł, od rotmistrza dowie,
Dziwując, że tak prędko. I na cię, i na cię
Taki przychodzi termin, niebożę Piłacie:
Dzisiejszego dekretu, żydowskim faworem
Uwiedziony, przypłacisz od swej ręki morem.
(542)
Skoro tedy do grobu ciało Pańskie kładą,
Przykrywają go skałą wzdłuż i wszerz szkaradą,
Jaki zwyczaj, na wiecznej odpoczynek nocy;
Czego nie dokazali bez młodszych pomocy.
[..................]
(545)
Już tyrańsko zabity Pan spoczywa w grobie,
A Żydom jeszcze nowy skrupuł serce skrobie
(Mogło mieć wielkonocne święto wzgląd z szabatem),
Znowu się kupią, znowu stają przed Piłatem:
"Dopierośmy wspomnieli jego słowa, panie,
Kiedy mówił, że z martwych trzeciego dnia wstanie.
Co wiedzieć, co kto myśli? Może wykraść trupa,
Którzy za nim chodzili, uczniów w nocy kupa.
Potem, że z martwych powstał, udać mogą we dnie,
I będą gorsze rzeczy, nad pierwsze, poślednie.
(546)
Wiesz, że głupie pospólstwo leda czemu wierzy;
Dość go było, niechaj się więcej złe nie szerzy,
Chcemy tedy zabieżeć takowej kradzieży:
Niech straż do dnia trzeciego koło grobu leży.
Ale czegóż wżdy złota nie przekole szwajca?
Może wstać i pod strażą z grobu winowajca.
Niech pod twoją pieczęcią tułów jego będzie,
Póki słońce trzeciemu dniowi nie zasiędzie."
Jako więc posolony piskorz się uwija,
Kręcą się i szukają Żydzi na się kija.
(547)
Ostrożnie przyszłym rzeczom naród ten zabiega.
Maca drugich ożogiem, kto sam w piecu lega,
Polska mówi przypowieść, i żaden tak snadnie
Nie postrzeże złodzieja, jako ten, co kradnie.
"Dadzą się uczniom - prawią - przekupić żołnierze."
Jedno wy sami z Bogiem postępujcie szczerze,
Nie bójcie się o uczniów: ani są tak możni,
Ani tak, żeby kogo zdradzić, niepobożni.
Tobie, czego się dzisia w inszym boisz, Żydzie,
Najdalej o niedzieli do korupcji przydzie.
(548)
Nie darmoć to ostrożnie wszytko Żydzi czynią,
Bo nam w zbawiennej wierze pewności przyczynią:
Nie mogli lepiej drogi do kłamstwa założyć.
Już tu trudno na uczniów i na kradzież złożyć.
Jeśli w kim, jako się to w nich iści widomie,
Że kto pod kim dół kopie, sam w nim szyję łomie.
Tak Bóg czyni, jego to dzieło mocnej ręki
Niepobożnych w ich sidła, w ichże wganiać sęki.
Nie mają nic pokoju, póki tylko żywi,
Od własnego sumnienia ludzie niecnotliwi.
(549)
Choćby leżał na wonnym zły człowiek Elizie,
Nie uśnie, bo go zawsze tajemny mól gryzie;
Dobrych (co doma wszytko swoje mają) ludzi
I na twardym kamieniu z działa nie obudzi.
Na to Piłat, już syty owego hałasu,
Gdy mu się Żydzi przykrzą, odpowieda z basu:
"Idźcież, oto straż, oto macie me sygnety.
Jako chcecie, niech będzie tamten grób zamknięty,
A już mi dajcie pokój, dość tej bałamutnie!"
Wszytko Żydzi poszedszy uczynili chutnie.
(550)
Naliczywszy niemałą swych pieniędzy kwotę,
Kontentują rotmistrza i jego piechotę;
Beczkę potem i drugą wystawią im trunku,
Żeby mieli w dozornym grób Pański warunku.
Przyciskają pieczęci Piłatowe, gaszą
Nadzieję zmartwychwstania i z pociechą naszą -
Ale nie zgaszą pewnie, gdyż przez te ich straże
I przez te ich sygnety Bóg swego dokaże:
Obróci, na żydowskiej imprezy upadki,
O zmartwychwstaniu Pańskim tych strażników w świadki.
(551)
Znieważywszy boskiego chwałę majestatu,
Wracają do święcenia Żydowie sabatu;
Ubroczone przez srogie zabicie dziecięce
Przynoszą do ofiary jego Ojca ręce.
I z serca im, i z dłoni krew niewinna kurzy,
W której się, i swe dzieci, zły naród ponurzy.
Tak-że Abrahamowe stwierdzacie przymierze?
O bestyje okrutne! o drapieżni zwierzę!
A ja już na kamieniu, który z Nikodymem
Józef kładł, ten nagrobek Panu piszę rymem.
(552)
Niech milczą, niech się z swojej nie pysznią ozdoby
Piramidy, egipskich faraonów groby,
Kędy z naturą samą, wszech mistrzynią rzeczy,
I ręka, i o sztukę chodzi dowcip człeczy,
Gładko ułożonymi na kwadrat marmury
Rozbijając pod niebem przechodzące chmury.
Milczcie wszytkie nagrobki w drogiej ryte spiży:
Już jedne czas poniżył, a drugie poniży.
Śmiertelnej sławy pompa, ludzkiej dzieło ręki -
Jako z wiatrem głośnego dzwonu giną dźwięki.
(553)
Pamięć na papier, człowiek w grób robactwu żerem,
Potem w popiół; ach, czegioż nie robią z papierem!
Wszytkich wielkich monarchów, wielkiej wodzów siły,
Od Nimroda, niech w jedno zniosą swe mogiły,
Którzy choć w pięknej sławie, choć w tryumfach zasną -
Jako świeczka przed słońcem, cień przed ciałem gasną.
Wszytko czas trawi, wszytko jako woda cicha,
Czego się kolwiek dotknie, na samo dno spycha.
Cóż po tym na wysokiej złotem pisać wieży:
Tu król, tu cesarz, choć już popiół z niego, leży.
(554)
I mauzol, choć go siódmym świata dziwem liczą,
Gdzie, co tylko mogło być, ręką rzemieślniczą
Na przepych wyrobiono w kosztownym metalu,
Stawia żona mężowi testamentem żalu,
Wszytko to mgła, wszytko to długi czas wyskrobie;
Wżdy piszą, choć nie masz nic: ktoś leży w tym grobie.
Jeden tylko nagrobek, jeden mauzol, co mu
Niestraszny czas ani się pioruna i gromu,
Ani trzęsienia ziemie boi, które wiele
Równych Tatrom kolosów drobnym rumem ściele,
(555)
Który oblubienica jego, kościół boży,
Z ust anielskich w te słowa Jezusowi droży:
Wstał z martwych, nie masz go tu, już zegnana z świata
Pierwsza śmierć, przewinienia rajskiego zapłata,
Już od tych czas, ktokolwiek do niego należy,
Niechaj mu nikt na grobie nie pisze: tu leży.
Leży-ć, lecz nie umarły, śpi tylko do czasu,
Czekając, rychło na wczas z tego pójdzie wczasu,
Gdzie się stanie anielskiej uczestnikiem cery.
O droższe pismo złota! o święte litery!
Za pozwoleniem Redaktora Witryny Literatura Polska
Dr Marka Adamca
Zakład Teorii Literatury
Instytut Filologii Polskiej
Uniwersytet Gdański
http://monika.univ.gda.pl/~fpoma/index.html
http://bracia.racjonalista.pl |
|
wizyt:
17.10.2002 r. |